[APH] American Dream (USA/UK)

Alfred poczuł jak ciepła ręka obejmuje go w pasie, a w nos łaskocze zapach lawendowego mydła.

– Ameryko, pojebańcu, nie mogę zasnąć przez okruszki po twoich pączkach w moim łóżku – szepnął Anglia lekko poirytowanym tonem.

– Artie, będziesz odrabiał za mnie matmę – wymamrotał sennie Alfred, przekręcając się twarzą do niego i również obejmując go w pasie. Po chwili w pokoju numer siedemdziesiąt trzy, w angielskim akademiku rozległo się ciche chrapanie obydwu chłopaków.

***

Spocony po treningu koszykówki Ameryka wpadł do pokoju zajmowanego wspólnie z Anglią, gdy ten czytał „Romeo i Julię”, podpierając twarz na dłoniach, a łokcie na blacie biurka.

– Rzucam tę diabelną szkołę – oznajmił Alfred, po czym wypił szklankę soku pomarańczowego Arthura.

– Co? – Kirkland oderwał się od lektury i spojrzał na niego jak na osobę, którą dotąd uważało się za szaloną i inteligentną, ale nagle okazało się, że jest w niej więcej tej pierwszej cechy.

– Spadam z tej budy. Freedom!

– Ależ, co ty pieprzysz? Nie po to przyszedłeś do college’u! Pierdol wolność bez wiedzy. Nie możesz mnie… nie możesz tego zrobić, bo skończysz jako akwizytor wciskający ludziom badziewie.

– Wiesz, to właściwie jest to, co chciałbym między innymi robić. Coś ambitniejszego też bym znalazł, na przykład geografia. Ten ląd, który oglądaliśmy wczoraj na mapach jest dwa razy taki jak Europa, a i tak nie zbadano go całego. Miałem zamiar zapytać, czy się do mnie przyłączysz.

– W życiu, kurwa. Nie przyznam się, że cię znam – Arthur chciał demonstracyjnie wstać i wyjść z pokoju, ale Ameryka go uprzedził,zatrzymał się jeszcze w progu.

– Świat mnie potrzebuje, nie tylko ty – powiedział zirytowany, że Anglia nie podzielał jego entuzjazmu. Wyszedł tak jak stał, w spranym T-shircie i z wyrazem bezgranicznego zawiedzenia na twarzy.

– Kopnięty w jaja, heros – mruknął Arthur, kiedy rozległo się trzaśnięcie drzwiami.

***

Alfred wciągnął wilgotne powietrze do płuc i wszedł przez otwartą bramę na teren pałacu. Szedł, rozglądając się na boki, podziwiając ogród, jaki znajdował się po obu stronach alei. Miał wrażenie, że jego również ktoś obserwuje, ale nie mógł znaleźć tego kogoś i przyłapać na szpiegowaniu. Nie, duchów nie ma. Wróżki? Absurd. Tylko czemu Kirkland wybrał taką przesyconą atmosferą historii starych, szlacheckich rodów i zapachem nieustannego deszczu? Ameryka obejrzał swoją kurtkę z czasów, gdy służył w marynarce powietrznej. Wyglądał w tym miejscu jakby urwał się z balu przebierańców. Nabrał większej pewności siebie, gdy wyjął z plecaka paczkę donatów. Ech, co tam, Anglia i tak za nimi nie przepadał, więc nic się nie stanie jak zje jednego. Do wejścia dotarł gryząc pączka i starając się ignorować to, że patrzy na niego nieokreślone coś. Zapomniał już trochę o dziwactwach Anglii.

Oblizał usta z lukru i zapukał do drzwi z metalowymi okuciami. Przez długą chwilę nic się nie działo. Potem zza drzwi wychynął Arthur zaplatając ręce na piersi.

– Cześć, Anglio!

– Alfred.

– Nawet nie zgadniesz, co widziałem na tym nowym kontynencie, który mi kiedyś pokazałeś na mapie! Na początku byli tam Indianie, z którymi wypaliłem fajkę pokoju i zostałem Orłem Latającym Wyżej Niż Widzi Duch. Szkoda, że szybko wymarli i zostały po nich jedynie legendy. Ale potem znalazłem kowbojów-

Dalej opowiadałby historię ludzi zamieszkujących Nowy Świat, gdyby nie niespodziewany uścisk, jakim obdarzył go Kirkland, rzucając mu się na szyję. Ameryka znów miał tylko wrażenie, ale może tak było naprawdę, w każdym razie na szyi poczuł ciepłą kroplę.

Anglia przestał go obejmować. Arthur odwrócił się, otworzył szerzej drzwi i niczym kamerdyner zaprosił go do środka ruchem ręki. Kiedy znaleźli się w ciemnym holu, szybko wyjął chusteczkę i otarł łzy z policzków. Ameryka uśmiechnął się.

– A ja myślałem, że to deszcz…

***

Wruum! Alfred otworzył oczy rozglądając się po swoim spowitym w półmroku pokoju w mieszkaniu przy Piątej Alei. Rozległ się pisk opon. Telefon! Wyskoczył z łóżka i w dwóch krokach znalazł się przy parapecie, gdzie leżał dotykowy aparat wyświetlając napis: Wróżka dzwoni.

– Al? Czy ty za mną tęsknisz? – przy jego uchu rozległ się zniekształcony przez przekaźnik głos Kirklanda. Ameryka usiadł na łóżku.

– To tylko sen, telepato.

– Śniłeś o mnie? – Arthur starał się nie okazać zaciekawienia.

– Nie miewam koszmarów, Artie.

– W takim razie wpadnij do mnie jutro. Na śniadanie.

– Chcesz otruć bohatera? Ty do mnie wpadnij.

– Nie sądzę, żebyś mógł mnie godnie przyjąć.

– Sir Kirkland będzie urażony jeśli zaproszę go na parzoną po japońsku herbatę w filiżance z chińskiej porcelany?

– Będzie. Twój zakurzony Nowy Jork jest wystaraczająco uwłaczający.

– W takim razie do zobaczenia. – Alfred rozłączył się.

– Pomarzyć można – mruknął Arthur.

2 myśli w temacie “[APH] American Dream (USA/UK)

Dodaj komentarz